Wczoraj, w jednej z bardziej paranoidalnych przemowy Donalda Trumpa na Twitterze – solidnym wyróżnieniem w wysoce konkurencyjnej dziedzinie – prezydent powiedział swoim 34 milionom obserwujących, że wszystkie sieci chcą go złapać. New York Times, Washington Post i Facebooka. „Zmowa?” zakończył tweeta, być może wierząc, że powierzenie swoim obserwatorom czytania między wierszami pozostawia zbyt wiele przypadkowi.
Podczas gdy media informacyjne (i Jeff Bezos z Amazona – właściciel Washington Post) są przyzwyczajeni do codziennych nawoływań naszego rozdrażnionego prezydenta, co jest nowością na Facebooku – częściej przypisuje się to pomaganiu i podżeganiu do wyboru Trumpa poprzez rozpowszechnianie fałszywych wiadomości. Dyrektor generalny Facebooka, Mark Zuckerberg – który w 100% nie będzie startował w wyborach przeciwko Trumpowi za 37 miesięcy – został wystarczająco ranny, by napisać sfrustrowany, brzmiący post zaprzeczający uprzedzeniom po obu stronach amerykańskiego spektrum politycznego.
„Trump mówi, że Facebook jest przeciwko niemu”, on napisał. „Liberałowie mówią, że pomogliśmy Trumpowi. Obie strony są zdenerwowane pomysłami i treściami, które im się nie podobają. Tak wygląda prowadzenie platformy dla wszystkich pomysłów.”
Następnie był orędownikiem wysiłków Facebooka na rzecz zwiększenia dialogu politycznego, zapewnienia kandydatom platformy i wyeliminowania możliwości głosowania.
Znalazł jednak czas, by przyznać, że trafił w niewłaściwy ton, kiedy powiedział, że zmiana przez Facebooka wyniku wyborczego była „dość szalonym pomysłem”.
„Nazywanie tego szaleńcem było lekceważące i żałuję tego” – napisał. „To zbyt ważna sprawa, by można ją było lekceważyć. Ale dane, które zawsze pokazywaliśmy, wykazały, że nasz szerszy wpływ – od udzielenia ludziom głosu po umożliwienie kandydatom bezpośredniej komunikacji po pomoc milionom ludzi w głosowaniu – odegrał znacznie większą rolę w tych wyborach”.
Z pewnością wydaje się, że Zuckerberg nie cieszy się kontrolą, która pochodzi z platformy, na której znajduje się prawie jedna trzecia planety. Mimo to, publikując tę wiadomość dla swoich 96 milionów obserwujących (znacznie więcej niż 34-milionowa publiczność Trumpa na Twitterze), być może uczy się od Trumpa jednej rzeczy: jeśli wiatr jest przeciwko tobie, możesz przynajmniej stworzyć własny PR z odpowiednim platforma do rozpowszechniania Twojej wiadomości. W końcu jedyną rzeczą, która jest mniej prawdopodobna niż wykluczenie Trumpa z Twittera, jest utrata zasięgu przez Marka Zuckerberga na Facebooku.